Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 27 listopada 2012

Picie po gruzińsku - czyli krótkie dywagacje z przymrużeniem oka...


Wiele już napisano na temat gruzińskich toastów. Są one źródłem niekończących się zachwytów nad tutejszym sposobem picia.


 Z pierwszym tego typu opisem zetknęłam się czytając ładnych parę lat temu książkę Kapuścińskiego, „Kirgiz schodzi z konia”. Zresztą rozdział dotyczący Gruzji został zamieszczony w innej jego książce - „Imperium”. Nie ukrywam, że był on jednym z pierwszych autorów, którzy zainteresowali mnie tym krajem. Jego opowieść o Gruzji zaczyna się słowami:

Wszystko tu stwarza wrażenie przybicia do przystani, dotarcia pod dach. Wszystko - klimat, krajobraz i obyczaje - namawia, żeby przysiąść w cieniu, łyknąć wina, odetchnąć i pomyśleć: fajnie tu.

(Moje osobiste doświadczenia czasami kłócą się z tym wyidealizowanym obrazem, czego dowodzi niniejszy blog.)

 Co Kapuściński sądził o Gruzinach i ich podejściu do picia?

Kto trafił do Gruzji, musi spłacić daninę tutejszym obyczajom. Kto tu trafi, będzie wprowadzony w rytuał biesiady, która dla Gruzina jest smakiem życia. Gruzin ucztuje przy każdej okazji. Jego pociąg do biesiady nie wynika z próżniactwa czy beztroski. Mało widziałem narodów równie pracowitych jak oni. (...)Biesiada nie ma nic wspólnego z wyżera, z ochlajem, z bibą. Tu się nie przychodzi, żeby mieć przerwę w życiorysie, żeby się ugotować. Gruzin gardzi pijaństwem, nie znosi picia na ilość. Stół jest tylko pretekstem, smakowitym i winem zakrapianym, ale właśnie pretekstem. Okazją, żeby uczcić życie. To, co się dzieje za stołem, Gruzin śledzi z uwagą. To są dla niego ważne sprawy. Jest tu obecny myślami - on uczestniczy. Każdy, kto siedzi za stołem, ma swoją rolę, jest na równi z innymi kapłanem ceremonii. Tę rolę trzeba odegrać najlepiej, ponieważ każda wpadka jest kompromitacją. (...)Bo Gruzini wiedzą, że kultura stołu, obrządek stołu, w Europie zarzucone i zapomniane, że biesiada została odarta ze swoich treści, a toast zredukowany do monosylab (no to cyk!) albo do grafomanii (chluśniem, bo uśniem!). Bardzo to są niesmaczne dla Gruzina zwyczaje.


     Rzeczywiście nasze „No to wypijmy”, albo „Chluśniem, bo uśniem” może wydawać się nudne i mało oryginalne. Lecz moim subiektywnym zdaniem przeciętny gruziński toast niczym specjalnym się nie wyróżnia. Co więcej picie zawsze za to samo i właściwie w tej samej kolejności może po pewnym czasie również stać się nużące. Tradycyjne toasty są bardzo długie i powinny być popisem erudycji tamady- mistrza ceremonii. 

Najpierw pójdą toasty obowiązkowe: za Gruzję, za przodków, za rodzinę,(...) za Szotę Rustawelego, za Poranek Naszej Ojczyzny. A potem będzie seria toastów wzajemnych - jeden wznosi toast za drugiego. Toast mówi się kilka minut, można mówić pół godziny.(...)Toast musi być poetycki, bo życiu trzeba dodawać piękna. Dobrze jest powiedzieć o błękicie nieba, o zapachu róż, o srebrnych wodach strumienia. Dobrze jest przyrównać wielkość człowieka do wielkości góry Kazbek, a jego wolę i upór do jodły wczepionej korzeniami w szczeliny skalne.


W praktyce poza deklaracjami o wyjątkowości tychże formuł rzadko kto jest dobrym tamadą i erudycją potrafi się wykazać.

Co do prędkości upijania się...cóż...Gruzini nie uznają picia bez odpowiedniej zagryzki. Ser, sałatka z pomidorów i ogórków, czy zwykły chleb - cokolwiek, czym chata bogata będzie odpowiednim dopełnieniem „uczty”. Podczas swojego 9-miesięcznego pobytu w tym kraju chyba tylko raz słyszałam porządny, dłuższy toast. Reszta ograniczała się przeważnie do kilku mało wyszukanych zdań i uporczywego dolewania czaczy. Gdy padała prośba o to, by ten kieliszek był ostatnim, odpowiedzią było przytakiwanie, a potem ni stąd ni zowąd mój kieliszek cudownie napełniał się alkoholem. 

Gdy próbowałam się bronić i robić wyrzuty, że obiecano mi, ze to będzie już ostatni, padało słowo - wytrych:

 "Bóg":
  • „Przecież Bóg lubi Trójcę”. 
  • „Przecież nie odmówisz, za mnie nie wypijesz?”
.Wybieg z postem też nie zawsze pomagał:

- „Poszczę i nie mogę pić”.
- „To wspaniale, wypijmy za świętego X/ wypijmy za Boga!”. 
- „Mam chory żołądek/ wątrobę, etc. Lekarz mi zabronił”
- „Czacza jest dobra na wszystko” albo -”Ok, będziesz piła piwo”. 

Jedynym sposobem, by nie wypić zbyt wiele, było delikatne moczenie ust, bądź odstawienie kieliszka. Przez dłuższy czas dawałam się namawiać i wlałam w siebie hektolitry czaczy, koniaku i kwaśnego wina domowej roboty, które czasami podchodziło octem. (Niestety moi gospodarze nie należeli do najlepszych producentów tego trunku, choć muszę przyznać- niektórzy robią całkiem niezłe winko, które można kupić za 2,5 lari za litr). Gdy zorientowałam się, że spośród wszystkich kobiet ja piję najwięcej i mojemu kieliszkowi poświęca się zawsze najwięcej uwagi, zaczęłam się buntować.

 Gdy respektowanie kultury stołu obróciło się przeciwko mnie, a bycie asertywną nie pomogło, zaczęłam zagadywać wszystkich, opóźniając proces picia, moczyłam delikatnie usta, przetrzymując miarkę przez 2 - 3 toasty. Teraz gdy stałam się w pewnym stopniu częścią gruzińskiej rodziny, moje życzenia są wysłuchiwane z większą uwagą. - „Ilona, wypijesz?”  - „Ok, ale tylko jeden, bo za godzinę mam lekcję” - I rzeczywiście na jednym z reguły się kończy.

Polska wielu narodom kojarzy się z krajem płynącym alkoholem. Gruzini raczej takich skojarzeń nie mają. Wielu uważa, że lubi nasz kraj, choć mało kto potrafi powiedzieć za co. Niewielu ludzi orientuje się w polskiej kulturze. Starsza generacja bywała tu „za sajuza”, w armii, bądź w interesach. Gdy mówię im, że jestem z Polski, to pytają z jakiego miasta. 

Odpowiedź nie ma zbyt wielkiego sensu, bo znają właściwie tylko Warszawę, czasami kojarzą też Kraków. Czemu o tym piszę? Ano dlatego, że nie wszystkie nasze zwyczaje są od siebie tak różne, jak niektórym się wydaje. Czytając fragmenty książki J. Kitowicza m.in. o zwyczajach panujących przy pańskim stole w XVIII wieku w Polsce, widzę parodię stołu gruzińskiego. Pozwolę sobie zatem zacytować autora.


U niektórych panów lokaje, hajducy (…) mieli rozkaz raz na zawsze podczas uczty pilnować, kto nie wypił, aby mu dolano; na ten koniec służebni domowi jedni się porozsadzali z flaszami dokoła stołu, drudzy z tymi pod stół powłazili. Jeżeli nie wypijający kielicha swego, broniąc się od dolewki sąsiada, wyniósł go w górę albo za siebie uchylił, pachołek na to czatujący sprawnie mu go dolał; jeżeli skrył go pod stół, to samo zrobił mu siedzący pod stołem służka. I tak ów niedołężny pijak, który nie mógł duszkiem wygarnąć kielicha, kręcił się jak wąż tam i sam, w górę i na dół z kielichem, a wszędzie mu go dolewano, aż póki do dna trunku przybywającego nie wymęczył (…).


Wspominany wcześniej Kapuściński jest zdania, że porządek przy gruzińskim stole sprawia, że Zagłoba nie wytrzymałby w Gruzji jednego dnia. Hmmm...może był to typ niecierpliwy, ale znalazłby tu godnych kompanów.

W Polsce, w odróżnieniu od Gruzji, z kolei nigdy nie istniała kultura picia wina. Jednak właściwie mieliśmy coś, co jeszcze zachowało się w szczątkowej formie, a okres świetności przeżywało w latach 80-tych. 

Myślę, że jest to oryginał na skalę europejską, baa, światową nawet :). W Polsce kwitła kultura picia jaboli- tanich win owocowych. Ileż to piosenek powstało na temat tzw.„siarkofrutów”? Ile wierszy- niektóre z nich były znane tylko na poziomie jednostkowym, inne lokalnym, jeszcze inne zaś w kilku wariantach znane były konsumentom w całym kraju, co można skategoryzować już jako folklor słowny. Ciekawe jest to, że istniało ponad 2000 nazw win owocowych na polskim rynku. Nawet w wikipedii znalazło się hasło, opisujące ten „wytrawny trunek” :).


Tanie wina produkowane są przez wiele różnych wytwórni w całej Polsce, różnią się znacznie pod względem składu i smaku, jedynym w zasadzie wyróżnikiem win tego typu jest ich niska cena. Słowo "jabol" niemal nigdy nie pojawia się na etykietce, na której zazwyczaj jest napisane "wino owocowe aromatyzowane słodkie/półsłodkie" z odpowiednim przymiotnikiem.


Dawniej wino punków i młodzieży od zawodówek zaczynając, na ogólniaku kończąc, a także podstarzałych „żulików”, dzisiaj popijane rzadziej, było tematem takich utworów jak „Jabol punk”, „Jabolowe ofiary” KSU, „SO2” Zielonych Żabek, czy „Rzuć jakieś drobne na wino” Brudnych dzieci Sida. Motyw jabola pojawiał się też w filmach- choćby w scenie z „Seksmisji”, gdy główni bohaterowie podczas ucieczki znajdują stary kalosz,a w nim butelkę po „Winie” marki Ostrowin i stwierdzają „Nasi tu byli”. Sięgając po przykłady z życia, swego czasu, choćby na Woodstocku można było usłyszeć powtarzane jak mantra powiedzenieJa wohl, ja wohl, ich liebie Agropol”. Przykłady można mnożyć, a prawdziwą kopalnią wiedzy na ten temat jest ta strona.

Niniejszy wpis jest jedynie podsumowaniem moich przemyśleń i ma na celu zasygnalizować pewne różnice i podobieństwa, które zaobserwowałam, w dwóch bliskich mi kulturach. Nie wyczerpuje on natomiast tematu, który być może został już opisany w nieco innym kontekście.

Dla głodnych wiedzy:

Kapuściński R., Zaproszenie do Gruzji [w:] Kirgiz schodzi z konia, Warszawa 1968 ( wyd. I)
Kitowicz J., Opis obyczajów za panowania Augusta III, dostępne w wirtualnej bibliotece UG

3 komentarze:

  1. super wpis, tanie wino jest dobre bo jest tanie i dobre - jak to mawiali! !
    zapraszam do siebie boney.bikestats.pl takze wybieramy sie do min. Gruzji w te wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na winach się nie znam, ale gruzińska winogronowa Chacha to jest coś przy czym tańczę cza-cza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniak, zwłaszcza taki domowej roboty, zdecydowanie lepszy. Z kolei radzę unikać produkcji firmy Gomi (wódka, koniak). No i czacza na ciepło, gdy na zewnątrz dochodzi do 42 stopni to zdecydowanie złe połączenie.

    OdpowiedzUsuń