Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 października 2012

adżamsandali - czyli duszone warzywa vol. 1

Tym razem chcę wam zaprezentować nowe danie, które skonstruowałam w przypływie chęci. Inspirację zaczerpnęłam z pewnej książki, której tytułu niestety nie znam. Poniżej wrzucam oryginalną wersję przepisu.

Przygotowanie: 30 min.
Gotowanie: ok. 50 min.


2 bakłażany, 500 g pomidorów, 4 papryki, 300 g ziemniaków, 3 ząbki czosnku, 5 sporych cebul, ½ szklanki oliwy, zielony koperek, bazylia, pietruszka, kolendra, sól, pieprz.



Bakłażany umyć, pokrajać (ze skórką) w grubą kostkę. Pomidory sparzyć, usunąć skórkę, pokrajać w ćwiartki, usunąć gniazda nasienne z papryki – pokrajać w paseczki, obrane ziemniaki – w dość duże plastry. Rozgrzać w rondlu oliwę, wrzucić bakłażany, paprykę, pomidory, ziemniaki, posiekaną drobno cebulę i czosnek. Doprawić solą i pieprzem, podlać gotującą się wodą lub bulionem, przykryć i dusić na małym ogniu. Pod koniec gotowania dodać posiekaną zieleninę.

Smacznego!

poniedziałek, 29 października 2012

Abchazja- Страна души


Więc gdzież ta Abchazja? Pasażerowie w przedziale
rozmawiali po gruzińsku i po rosyjsku.
Ale oto na malej stacyjce Gali – wsiadła niemłoda już para,
oboje z zawiniątkami. Rozłożyli
bagaż, rozsiedli się wygodnie i zaczęli
półgłosem rozmawiać. Bez trudu zorientowałem
się, że to nie gruziński; a więc rozmawiali po
abchasku. W tym momencie przypomniałem sobie,
że i napisy na stacyjce, na której wsiedli,
były już nie w dwóch, lecz w trzech językach.

(Edward Karłowicz, Palmy pod śniegiem, Warszawa 1985)


Gali - niegdyś niewielkie, urocze miasteczko, dziś zrujnowana osada. Wszędzie opuszczone, sypiące się budynki,zdewastowany kino-teatr i walające się w nim śmieci, nadgryziony zębem czasu stadion, na którym jeszcze okazjonalnie odbywają się mecze. Po wspomnianej stacyjce został zarośnięty peron, z którego powykręcano tory. 

Język gruziński słychać do dziś - Gali to największe skupisko Gruzinów w nowym parapaństwie. Tutaj stanowią oni zdecydowaną większość. Jednak napisów w ich języku na próżno szukać. W przestrzeni publicznej dominuje rosyjski. W miasteczku jest „magazin”, „naprawa obuwi” czy „salon krasoty”. Na kilku billboardach widnieją reklamy w dwóch językach- rosyjskim i abchaskim. Jeden z nich głosi z pewnością jakieś wzniosłe hasła, gdyż zdania kończą się wykrzyknikami, a w tle widnieje flaga Abchazji. Taka sama powiewa na wysokim słupie obok pomnika upamiętniającego bohaterów II wojny światowej. Po raz pierwszy została ona zatwierdzona w 1918 roku, jednak przez wiele lat nie mogła pełnić swojej funkcji, aż do roku 1992, czyli momentu ogłoszenia niepodległości. 

Siedem naprzemiennych zielonych i białych pasów na fladze oznacza współistnienie islamu- kolor zielony i chrześcijaństwa-biały. Prawa dłoń na czerwonym tle to symbol średniowiecznego państwa Abchazów-(VIII- X w.), a siedem gwiazd nad nią symbolizuje historyczne regiony kraju. Siódemka ponadto to magiczna liczba, występująca w lokalnych legendach. Sama nazwa kraju, w urzędowym języku -”Arespublika Apsny” bądź „Apsny”, oznacza „kraj duszy”, mieszkańcy narodowości abchaskiej to „Apsua”, zaś język to "apsszcza"- język duszy.

Znajomość abchaskiego deklarują mężczyźni spotkani na stacji marszrutek. Jednak w grupie posługują się rosyjskim. Nie każdy Abchaz zna swój ojczysty język. Często jego rolę spełnia już tylko rosyjski, choć abchaski znów nauczany jest w szkołach. Nie szkodzi to jednak, by czuć dumę z własnego kraju i pochodzenia.

Musimy pamiętać kim jesteśmy. Jest nas tylko 120 tysięcy. Gdyby nas było chociaż o 2 mln więcej, wtedy Gruzja musiałaby się z nami liczyć. A tak Saakaszwili ciągle coś knuje.”- mówi jeden z pograniczników, który przysiadł się do naszego stolika, gdy popijałyśmy kawę z sympatycznym kierowcą. Za nim przyszli inni. Kurtuazyjne rozmowy o wszystkim i o niczym zbaczają w kierunku polityki i minionej wojny.

- „Ja wiem, że wśród Gruzinów jest wielu uchodźców. Wiem, że jest im trudno, że tutaj się urodzili. Ale dlaczego nie chcieli nas uznać? Dlaczego Gruzin, z którym wczoraj normalnie rozmawiałem, na drugi dzień kieruje lufę w moja stronę? Gdyby nas nie zaatakowali, moglibyśmy żyć teraz w pokoju.”- denerwuje się pogranicznik, a reszta mu przytakuje.

- „Czy tylko ci, którzy walczyli oraz ich rodziny nie mają dzisiaj możliwości powrotu?”- pytam

- „Tak. My wiemy kto walczył. Są spisy nazwisk.”

Zmieniamy temat. Atmosfera się rozluźnia. Po raz kolejny w ciągu trzydniowego pobytu w Gali jesteśmy pytane o to czy nie chciałybyśmy spróbować.....lokalnej marihuany. Tutaj jest ponoć najlepsza, ekologiczna.


Geneza niechęci



Historia Abchazji jest bardzo długa i nieco mglista. Historycy po obu stronach granicy próbują udowodnić, że to właśnie ich naród jako pierwszy zasiedlił sporne terytorium. Wiadomo, że na początku naszej ery teren dzisiejszej Abchazji zamieszkiwało kilka abchaskich plemion. Niewykluczone, że przywędrowały tam z Azji Mniejszej kilka tysięcy lat temu. Jednak jak we wszystkich tego typu teoriach nie można być niczego w 100% pewnym, a służą one zazwyczaj w politycznym rozgrywkom. W przeszłości na terenie współczesnej Abchazji znajdowały się m. in. greckie, następnie rzymskie kolonie. W VIII wieku wywalczyła ona swoją państwowość, by w X połączyć się z Gruzją. Inkorporacja trwała do XIII wieku, kiedy to Mongołowie najechali państwo gruzińskie. W XV wieku Abchazja popadła w zależność od Turcji, zaś w XIX- znalazła się pod panowaniem rosyjskim.

Długoletnia izolacja od sąsiedniej Gruzji, islamizacja znacznej części ludności, następnie zastąpienie jej Słowianami, a także podleganie obcym ośrodkom władzy sprawiły, że Abchazja straciła łączność z sąsiednim terytorium. Po ustanowieniu ZSRR, Abchazja weszła w jego skład jako samodzielna republika. Sytuacja zmieniła się w 1931 roku, kiedy dekretem Stalina połączono obie republiki. W ciągu następnych lat Abchazja była intensywnie poddawana kartwelizacji. 

Do początku lat 50-tych trwały prześladowania abchaskiej inteligencji, wywózki, represje, osadzanie Gruzinów, a zwłaszcza Megrelów na terenie Abchazji. Narzucono obowiązkową naukę gruzińskiego w szkołach, szkoły abchaskie pozamykano, wprowadzono gruziński alfabet w miejsce zmodyfikowanej cyrylicy, zmieniono nazwy topograficzne na gruzińskie. Ci, którzy nie zmienili nazwisk na gruzińskie mieli utrudnioną drogę do kariery zawodowej. 

O tym, że współżycie obu narodów odbiegało od ideału mogą świadczyć masowe antygruzińskie demonstracje, które miały miejsce w latach 1957, 1964, 1967, 1978, 1979. Kulminacyjnym momentem były rozruchy w 1989 roku, w których zginęło łącznie kilkanaście osób-zarówno Abchazów jak i Gruzinów. Przyczyną starć było otwarcie w Suchumi oddziału tbiliskiego uniwersytetu. W 1992 roku do Abchazji wkroczyła Gruzińska Gwardia Narodowa, co zapoczątkowało dwuletnią wojnę.

Gdy w roku 1985 Edward Karłowicz wydawał swoją książkę, w Abchazji żyło 525 tys. mieszkańców. Spośród nich Gruzini stanowili 38% ogółu, Rosjanie 18%, Ormianie - 14 %, zaś Abchazi-13%.

Dzisiaj proporcje się odwróciły, a całkowita liczba mieszkańców w 2003 roku wynosiła zaledwie 216 tysięcy. Niektórzy gruzińscy uchodźcy wojenni powrócili do domów. Część, podobnie jak Abchazi, wyjechała do Moskwy za chlebem, część wybrała życie w Gruzji rozpamiętując dawną ojczyznę. Zdecydowana większość jednak nie ma już możliwości powrotu.


Suchumi ( Аҟәа )


Droga do Suchumi- co jakiś czas wyrastają przed nami billboardy z hasłami propagującymi zwycięstwo oraz niezwyciężoność abchaskiej armii, która kończy w tym roku 20 lat. Po prawej stronie rozciągają się wysokie Góry Kodorskie. Ich szczyty pokryte są śniegiem, odbijającym październikowe słońce.

Wjeżdżamy do miasta. Robi bardzo przyjemne wrażenie. Rozłożyste palmy, pobielane budynki, „europejska” architektura. Po załatwieniu wszystkich formalności związanych z wizą zatrzymujemy się w hostelu. Nie jest ich wiele. Mieszkańcy wychodzą z założenia, że ktoś kto przyjeżdża z zagranicy ma wystarczająco dużo pieniędzy by zatrzymać się w hotelu. Za dobę płacimy „jedyne” 500 rubli ( 10 rubli- ok. 1 zł) i udajemy się na spacer.

Mieszkając w Gruzji niejednokrotnie słyszałam opinię, że Abchazja była jej najpiękniejszym zakątkiem, a Suchumi najładniejszym miastem. Osobiście bardziej odpowiada mi Tbilisi, choć i Suchumi ma swój urok. Liczy zaledwie nieco ponad 92 tysiące mieszkańców ( dane z 2004 roku), lecz jego początki sięgają VI w. p. n. e. 

To tu ścierały się wpływy greckie, rzymskie, gruzińskie, tureckie i rosyjskie. To tutaj też miały miejsce główne wydarzenia ostatniej wojny. Jej ślady widać gdzieniegdzie w ziejących pustką, zrujnowanych budynkach. Najokazalszym świadkiem bratobójczych walk jest parlament dawnej Socjalistycznej Autonomicznej Republiki Abchazji. 

Nasi nowi znajomi, określający siebie Gruzinami (jeden z nich jest Megrelem, drugi pół-Gruzinem, pół-Abchazem) powiedzieli nam, że został on spalony przez Abchazów. W jego centralnej części pozostały tylko odrapane ściany, żelbetowe stropy i betonowe schody, po których można udać się na wyższe piętra. Przez okna przybudówek widać wypalone wnętrza,które porasta bujna roślinność. Niedaleko znajduje się pomnik pamięci ofiar. Wokół niego widnieją tablice z nazwiskami zabitych oraz kilka kamieni nagrobnych.

Jednak Suchumi to również miejsce, które przyciąga rzesze turystów z zagranicy. Ciepły klimat, tropikalna roślinność i Morze Czarne są niewątpliwymi atutami stolicy. Przechodząc się po bulwarze widzimy jeszcze nielicznych plażowiczów. Andrea mówi, że w lipcu jest ich zatrzęsienie. Mi osobiście odpowiada obecny stan rzeczy. Nie lubię tłumów i mogę spokojnie napawać się urokiem tego miejsca. Po drodze mijają nas piękne, abchaskie kobiety. Większość z nich chodzi na bardzo wysokich obcasach, odziana w krótkie, podkreślające talię sukienki. 

Noszą luźno rozpuszczone włosy, na twarzach mają staranne makijaże. Od Gruzinek odróżniają je przede wszystkim niewielkie nosy. Mężczyźni natomiast są raczej wyższego wzrostu niż ich sąsiedzi zza południowej granicy. Wśród mieszkańców zdarzają się ludzie o niebieskich oczach i jasnych włosach. Może to być efekt wymieszania z genami rosyjskimi, megrelskimi, bądź spadek po starożytnej Kolchidzie, której Abchazja, podobnie jak i Megrelia była częścią. Etnicznie Abchazi spokrewnieni są z ludami Kaukazu Północnego, takimi jak Kabardowie czy Czerkiesi i jako jedyni należący do tej grupy żyją na Zakaukaziu.


Gagra (Гагра )



To ostatnie miejsce, które odwiedziłyśmy podczas naszego 6 - dniowego pobytu w Abchazji. Na trasie prowadzącej z Suchumi do miejsca docelowego rozciągają się przepiękne widoki. Z jednej strony granatowo-błękitne wody Morza Czarnego, z drugiej strony góry. Dookoła pełno zieleni. Lasy w tym kraju stanowią 55 % powierzchni. Mijamy Nowy Afon- niestety tym razem nie udało się tam zawitać. Miejscowość słynie z przepięknego monastyru, który miał być drugim Athos. Jednak wiem, że nie wszystko stracone. Po pierwszej wizycie w Abchazji będę czuła wystarczający niedosyt, by tam powrócić.

Wysiadamy w pobliżu ładnego, lecz nieczynnego już budynku dworca kolejowego. Nieuczęszczane tory porastają bujne chwasty, dookoła walają się śmieci i nieczystości. Po drugiej stronie pomnik jakiegoś komunistycznego gieroja, za nim piękna, czysta plaża. Temperatura przekracza 20 stopni. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą stroju kąpielowego. Gagra ze względu na położenie jest ponoć najcieplejszym miejscem w kraju. Tutaj znajduje się też najstarsze uzdrowisko. 

Trzydzieści lat temu pewnie można było uznać to miejsce za nowoczesne. Mimo to jest ładnie,a rozrywek dla lubiących wakacje nad morzem, nie brakuje. Spacerujemy,mijamy kolejne billboardy o tematyce narodowej. Jeden z nich informuje nas, że to już „20 let oswobożdenia gagrskowo rajona”. Dalej znajdują się stoiska z pamiątkami. Kupuję sobie duży magnez złożony z puzzli z widokami kilku miejscowości. Na stoliku obok znajdują się dwa kartony podobnych pamiątek. Andrea kupuje jak oszalała. Wnet natrafiamy na magnez ukazujący Putina i Miedwiediewa na tle rosyjskiej flagi. Niestety to już ostatni egzemplarz.


Co Abchazi myślą o Rosji?



Z nielicznych rozmów wynika, że mają do niej raczej pozytywny stosunek. Trudno się dziwić. Mimo, iż kraj ten zawsze kierował się zasadą „dziel i rządź” i niejednokrotnie sam podsycał konflikty dla swoich korzyści, to jednak jest głównym rynkiem zbytu dla niewielkiej republiki, wielu Abchazów znalazło tam pracę, a co najważniejsze Rosja jako pierwsza uznała jej niepodległość. W jej ślad poszły państwa takie jak Nikaragua, Wenezuela, Vanuatu, Tuvalu i Nauru. Z powodu braku międzynarodowego uznania 90% obywateli zdecydowało się na przyjęcie obywatelstwa rosyjskiego, co z pewnością przyspieszy i tak postępującą rusyfikację. Być może to właśnie uznanie nowego państwa spowolniłoby ten proces i dało szansę rozwoju. W tej części świata dobrze mieć poprawne kontakty z Moskwą, lecz zawsze przyda się alternatywa.


Na granicy



Wyjeżdżamy. Po drugiej stronie czeka na nas Besik - znajomy z Zugdidi. Pogranicznicy oglądają nasze paszporty, po czym w okienku musimy oddać wizy. Jeden z nich pyta: 
- „Powiedzcie, podoba wam się u nas?”- na co potakująco kiwamy głowami.
-”To czemu nie chcecie nas uznać?” - Wzruszamy ramionami i wkraczamy na most na rzece Inguri.


źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Abchazja

Gali. Zrujnowany kino- teatr, fot. Andrea Rusnakova


Gali, wnętrze kino-teatru, fot. Andrea Rusnakova


Gagra, nieczynny dworzec kolejowy, fot. Andrea Rusnakova


Gagra, "my pomnim, my gordimsia"  (Pamiętamy, jesteśmy dumni), fot. A. Rusnakova







Gali, fot. Andrea Rusnakova


Gali, fot. Andrea Rusnakova


Gali, fot. Andrea Rusnakova


plaża w Suchumi, fot. Andrea Rusnakova




Jeśli jesteście zainteresowani podróżą do Abchazji tutaj znajdziecie wskazówki co należy zrobić http://www.wizaserwis.pl/images/File/wymagania/ABCHAZJA.pdf

czwartek, 4 października 2012

Polityki ciąg dalszy........

Jednak cisza nie trwała długo...Nie, nie było protestów. Był za to wiec poparcia dla deputowanego Georgian Dream z Zugdidi, Iraklego Alasanii

Ludzie bardzo entuzjastycznie przywitali polityka. Wszędzie było słychać klaksony, muzykę z samochodów, wesołe okrzyki powtarzające za hasłami płynącymi z partyjnego wozu: "Sa- kart- we- lo!".


A oto mała próbka tego, co działo się w Zugdidi. Wybaczcie jakość zdjęć, ale telefon, który kupiłam z kartą BEELine kosztował zaledwie 60 zł i to cud, że w ogóle ma aparat. :)



Skrzyzowanie ulic Rustaveli i Kostava w Zugdidi
Na partyjnym samochodzie widnieje twarz Iraklego Alasanii



środa, 3 października 2012

Jest wygrana

Koalicja Georgian Dream wygrała

Wbrew temu, czego ludzie się obawiali, Misza ukorzył się i zamieszek nie było. Nie znaczy to, że potem nie będzie bruździł. Przy jego autorytarnym apetycie na władzę trudno uwierzyć, że naprawdę zaakceptował przegraną. Ale jak powiedział wcześniej, wybory będą transparentne i demokratyczne, co potwierdzają międzynarodowi obserwatorzy.


    W poniedziałek, w dniu wyborów wyszłam sobie na spacer. Wszystkie sklepy zamknięte, na ulicach ludzi jak na lekarstwo, nawet fontanny nie pracowały. Po godzinie 18-tej, tuż po zamknięciu lokali wyborczych, życie powoli zaczęło się odradzać... 

Burzy nie było. I jakoś rozentuzjazmowanych tłumów z powodu ogłoszenia cząstkowych wyników też nie widziałam. Jednak przywdziewanie koszulki Georgian Dream wciąż jest na fali. Jedna trzecia populacji Zugdidi teraz tak się nosi. Młodzieżówka Otsneby, mimo że już wygrali jakieś dziesięć razy dziennie, przejeżdża przez miasto w samochodach, na oparciach okien, wyglądając przez szyberdachy, a nawet na dachach, wrzeszcząc klaksonami, ciesząc się i generalnie urządzając sobie super zabawę. Kto wie, może za miesiąc będą robić to samo, bo można zaszpanować, a to przecież takie fajne.