Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 kwietnia 2012

" Maniana to znaczy jutro..."- czyli o wystawianiu cierpliwości wolontariusza na próbę...

Już od miesiąca przebywam w Zugdidi, jednak opieszałość ludzi mających mnie wspierać w moich wolontariackich działaniach, brak szefostwa przez dwa tygodnie oraz moja wizyta w Turcji na polską Wielkanoc uniemożliwiły mi ostatecznie poważną pracę przez niemal cały ten okres. Do tej pory spotykałam się raz w tygodniu ([sic!] - nie moja w tym wina, nie ja układam grafik ;/) z dzieciakami uchodźców z Abchazji- 7-11 (?) lat, ucząc ich, poprzez interaktywne działania, gry, zabawy, wspólne oglądanie filmów, języka angielskiego (btw. całkiem fajna sprawa). 

W przyszłym tygodniu jednak rozpocznę nareszcie (!) nauczanie języka polskiego i sama będę uczyć się gruzińskiego. ( Póki co, z nudów buszuję po google tranlatorze wyszukując przydatnych zwrotów po gruzińku, ale wiadomo jak to translator- czasami tłumaczy bzdury...), Dodatkowymi zadaniami są: zapewnienie rozrywki młodzieży, promocja EVS-u w Gruzji i możliwości wyjazdu za granicę, etc. Jednak ciągle mam poczucie, że to niewiele. Mój projekt na pracę w radio upadł. Nie władam wystarczająco rosyjskim, a mimo początkowych zapewnień, szefostwo nie było zainteresowane anglojęzycznymi audycjami... cóż. Chciałabym jednak przydać się lokalnej społeczności. Kultura i edukacja to jedno- fajnie jest czymś zainteresować ludzi, lecz codzienne problemy to drugie. Inspirację znalazłam na tym blogu
  

Zakomunikowałam więc dzisiaj szefostwu, że chcę pomagać kobietom na szerszą skalę, gdyż z różnych raportów wynika, że wiedza na temat chorób kobiecych, antykoncepcji, płodności i szeroko pojętego zdrowia jest tutaj znikoma. Ja, jako kobieta solidaryzuję się z Gruzinkami, więc myślę, że jest to praca dla mnie. Niestety przepisy dotyczące EVS-u nieco się zmieniły i nie mogę na własną rękę pracować w drugiej organizacji. Jeśli wyrażam taką chęć, to mogą być to tylko akredytowane organizacje. Ze sporej liczby tego typu instytucji w Zugdidi, (ponad 20, z czego przynajmniej 10 zajmuje się problematyką kobiecą) tylko "Atinati"- moja gruzińska organizacja posiada akredytację. Więc mogę działać tylko w jej ramach. Może wiele zadań wolontariackich wydaje się być tam pozornych, w gruncie rzeczy niepotrzebnych, wiele trzeba też samemu wywalczyć, jednak jest to fundacja z 15-letnim doświadczeniem, otwarta na ciekawe propozycje -oczywiście jeśli ma się skrupulatnie obmyślony plan działania, siłę przebicia i oczywiście najlepiej znajomość 2 języków- angielskiego i rosyjskiego/ rosyjskiego i gruzińskiego/ angielskiego i gruzińskiego- lub najlepiej tych trzech ;), to znajdzie się tam coś ciekawego do roboty. 

Nie chcę, by mój EVS wyglądał tak, jak to często bywa w takich przypadkach, gdzie robi się niewiele, a miało się robić więcej, a jedynym plusem jest możliwość mieszkania w innym kraju. Nie po to opuszczałam swoją drugą połówkę, by teraz zadowalać się połowicznymi działaniami. Więc do dzieła! Trzymajcie za mnie kciuki!

2 komentarze:

  1. No, niedługo się okaże jak bardzo ;). Póki co czekajcie na moją relację z ostatniego wypadu. Tym razem była to Mestii i Uszguli, w samym sercu Kaukazu.

    OdpowiedzUsuń