Łączna liczba wyświetleń

środa, 6 lutego 2013

Ochrona środowiska w wydaniu gruzińskim


Nikogo poza nami zdaje się nie bulwersować zaśmiecone jezioro czy kolejne mijane doliny i wąwozy „ukraszone” zwałką. To jest już przecież „poza”. Poza wsią. Poza domem. Nie stanowi również problemu wyrzucanie przez okno papierka po batonie.[...] Dagestańczycy zdają się też nie widzieć morza w uwielbianych przez wszystkich miejscach piknikowych, gdzie delektując się szaszłykami i panoramą, potykają się o plastykowe butelki i skórki po arbuzach. Ekologia to, obok demokracji, kolejne słowo, które pozostało na kaukaskim gruncie tylko słowem.
(Falkowski M., Kaliszewska I., Matrioszka w hidżabie, Warszawa 2010)


Mocne to słowa, lecz coś w tym jest. Gruzja wprawdzie leży po południowej stronie Kaukazu, lecz i ona boryka się z podobnymi problemami. 

Lekceważący stosunek do czystości na ulicach, zanieczyszczone rzeki, walające się sterty śmieci, zwłaszcza worków foliowych, (bo w sklepach dają bez limitów) to gruzińska codzienność.

 Tbilisi, a zwłaszcza Batumi jako miejsca bardziej reprezentatywne nie będą tu najlepszym przykładem na poparcie mojej tezy. Choć i tam słabych punktów nie brakuje. Wystarczy jednak ruszyć choćby na przedmieścia, by zdać sobie sprawę ze skali zjawiska.


W ostatnich miesiącach mojego pobytu w Gruzji rozpoczęłam cykl warsztatów poświęconych m.in. ochronie środowiska. Starsze generacje zdają się nie dostrzegać zanieczyszczeń. A przynajmniej nie jest to dla nich istotne. Młodzież zapytana o to, czy zauważa w swoim mieście problemy o podłożu ekologicznym wymienia brudne ulice, brak odpowiedniej ilości śmietników, wyrąb drzew, a także gnijące odpady w miejskich rzekach. 

Byłam pozytywnie zaskoczona aktywnością młodzieży na zajęciach, lecz nie łudzę się co do ich zmiany. Warto jednak było spróbować, gdyż każda z lekcji kończyła się napisaniem petycji do lokalnych władz, w którym grupa umieszczała opracowane przez siebie cele. Przy okazji ja dowiedziałam się, że segregowanie odpadów w Gruzji nie ma większego sensu, gdyż kraj nie ma ani jednej spalarni śmieci i nikt nie będzie zawracał sobie głowy utylizacją. Z drugiej strony Gruzja się jeszcze rozwija, a świadomość ekologiczną można starać się zaszczepić.


Ciekawe było to, że dzieciaki z Senaki zauważyły, że największy problem tkwi w mentalności i w petycji napisały, że żądają większej ilości śmietników (w końcu lepiej, gdy odpady trafiają w jedno miejsce niż w 10) oraz...solennych kar dla śmiecących. (Ciekawe czy dalej tryskaliby takim entuzjazmem, gdyby ich rodziny musiały płacić kilka mandatów w miesiącu.... Chociaż restrykcje zmuszają niektórych do pokory).




Plaża w Poti - To jeden z obrazów, którymi bombardowałam młodzież. 



Początkowo pokazywałam fotografie z pięknych miejsc, chwaliłam widoki (cóż, Gruzini są bardzo dumni, więc nie chciałam ich zrażać.), by następnie pokazać drugie oblicze Gruzji. Reakcje z reguły były jednogłośne- Ale brud! Niektórzy pytali, czy to na pewno u nich...



Jak mieszkańcy Zugdidi radzą sobie odpadami?



- Organiczne często dają krowom. Jak nie mają, tak jak moja rodzinka, dają sąsiadowi. Nieorganiczne.... Trzy razy w Zugdidi widziałam śmieciarkę. Gdzie jedzie? Nie mam pojęcia. 

Śmietniki stoją głównie w centrum. Dalej, idąc w stronę bazaru, jest już znacznie gorzej, by w końcu ujrzeć nieliczne kartony wystawiane przed sklepami. Co potem? 

Obawiam się, że ich zawartość trafia do miejskiej rzeki, która latem cuchnie rozkładem. Jednak kobietom handlującym na moście zapach chyba już dawno przestał przeszkadzać.
Jak można się jeszcze tego pozbyć? 

Można to spalić. Do pećki trafia wszystko, co nie ucieka. Z plastykami i workami włącznie.


Rzeka śmieci w Senaki


Źródło: www.zszywka.pl

A to, co można zrobić m.in. ze śmieci. Akurat wpisujące się w gruzińską modę. Spodnie z dziurami ukazującymi całe kolana były hitem sezonu.


1 komentarz: