Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 20 września 2012

Przedwyborcze protesty

Dwa dni temu w nocy w kilku gruzińskich miastach miały miejsce uliczne protesty. Punktem zapalnym był dokument, który wyemitowała gruzińska telewizja. Pokazywał on jak strażnicy z tbiliskiego więzienia "Głdani" znęcają się nad skazańcami. Jak zauważyła znajoma, wolontariuszka z Tbilisi, protesty były wymierzone również we władzę Saakaszwilego. Młodzi Gruzini chcą m.in. wolności mediów (według Reporterów bez Granic Gruzja zajmuje dopiero 104 miejsce pod tym względem.) i uniwersytetów, które są pod silnym wpływem władzy, żądają miejsc pracy oraz zmniejszenia korupcji. 

Niejednokrotnie międzynarodowi obserwatorzy zwracają uwagę na to, że rządy prezydenckie noszą znamiona autorytaryzmu. Pamiętam sytuację, gdy pojechałam do znajomych do Kutaisi i pytałam, czy wybierają się może na wiec Bidziny Ivaniszvilego.

Powiedzieli, że nie mogą, bo w kontrakcie TLG jest wyraźnie napisane, że wszelkie manifestacje polityczne w ich przypadku są zabronione.

 Manifestacje? Ależ tak. Często dochodziły mnie słuchy, że Gruzini, którzy poszli na spotkania organizowane przez tzw. Georgian Dream, koalicję stworzona przez multimiliardera, byli zwalniani z pracy.

Z kolei na wiece Saakaszwilego nierzadko pracownicy byli wysyłani przez dyrektorów. Kto by się tam nie stawił, mógłby mieć kłopoty. Tego lata prezydent odbył kilka wypadów helikopterem do różnych regionów Gruzji, by tam znaleźć poparcie wyborców. 

W zwykłej flanelowej koszuli, rezygnując z podestów przemawiał do ludzi jak "równy chłop". Raz poklepał po ramieniu lamentującą babcię, innym razem przytulił płacząca kobietę w średnim wieku. Uścisnął ręce dzieciom skandującym "Misza ! Misza!" i poleciał dalej szerzyć swoją ewangelię. 

Niewątpliwie obecny prezydent przyczynił się do pozytywnych zmian. Rozpoczął trwający do dziś proces odbudowy kraju po erze Szewardnadzego. Jednak wielu ludziom zdaje się nie odpowiadać już atmosfera sztucznie napędzanego strachu przed Rosją i obietnic bez pokrycia. Jak zauważyła moja znajoma, Gruzini chcą zmian jakichkolwiek, byle nie było więcej Saakaszwilego. Głównym przeciwnikiem Zjednoczonego Ruchu Narodowego, partii prezydenckiej w nadchodzących wyborach, jest ruch Ivaniszvilego. Miliarder dorobił się fortuny po upadku ZSRR. Sprzedał z zyskiem kilka wykupionych od państwa firm. Był także twórcą banku "Rosyjski Kredyt". Szybko odnalazł się na nowym rynku i dzisiaj jest najbogatszym Gruzinem na świecie, a jego majątek wynosi aż połowę PKB Gruzji.

W przeciwieństwie do prezydenta jest on zwolennikiem ugody z Rosją, jednak jak twierdzi, nieulegania jej, co zarzucają mu przeciwnicy, nazywając "ruskim agentem". Ivaniszvili znany jest z szerokiej działalności filantropijnej, czym zaskarbił sobie zaufanie niektórych wyborców. Jednak są i tacy, którzy nie ufają mu, "bo ma za dużo pieniędzy". Bidzina rzuca górnolotne hasła, zapowiadające poprawę życia obywateli, lepsze płace, itp. Jednak jak już wielokrotnie podkreślano, choć jest on dobrym demagogiem, jego blok nie ma konkretnego programu wyborczego. Do tej pory wydaje się, że głównym celem polityka jest "Gruzja bez Saakaszwilego".

Po masowych protestach w stolicy prezydent zapowiedział natychmiastowe zwolnienie funkcjonariuszy, którzy znęcali się nad więźniami, a także sprawiedliwe ich osądzenie. Niemniej jednak rząd zarzuca opozycji, że była to z pewnością prowokacja polityczna, wymierzona w prowadzącą w rankingach partię rządzącą. Według MSW jeden z więźniów powiązany z Ivanishvilim zapłacił rzekomo policjantom, żeby upozorowali sytuację znęcania się nad aresztowanymi i pozwolili ją sfilmować. Polityk zaprzecza tym doniesieniom, a gruzińskie NGO żądają, by prokurator generalny, minister sprawiedliwości i minister spraw wewnętrznych także zostali pociągnięci do odpowiedzialności.

Wchodząc dwie godziny temu do domu, widziałam w telewizji, jak prezydent rozdawał honory i mieszkania żołnierzom, walczącym w ostatniej wojnie w 2008 roku. Bunt, przede wszystkim młodych Gruzinów narasta. Jednak prezydent wie jak inwestować w swoich przyszłych wyborców. Kiedyś jeden pan w kiosku powiedział mi:

- "Wiesz, teraz jest dobrze. Były czasy, gdy strach było wyjść na ulicę, bo ludzie do siebie strzelali. Teraz jest dużo wojska i policji." 

Wojsko, policja i demokracja...



Fot. DAVID MDZINARISHVILI REUTERS

Napis na jednym z budynków w Zugdidi, fot. Ilona Sokołowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz