Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 5 czerwca 2012

Czaszuszuli

Idąc na gruziński bazar, niejednokrotnie dostaję mętliku w głowie, gdyż nie mam pojęcia, co mogę kupić i co właściwie zrobić sobie do jedzenia. Ostatnio straciłam pół dnia na poszukiwania sera feta. Obeszłam każdy zakątek i spotykałam się z niezrozumieniem :). Niestety nie zabrałam ze sobą książki z gruzińskimi przepisami, którą kupiłam w Polsce, gdyż na lotnisku musiałam pozbyć się większości rzeczy przygotowanych na podróż. Zaczęłam więc szukać ciekawych przepisów w internecie. Po raz kolejny trafiłam na blog "agentki jej kuchennej mości" i po raz kolejny znalazłam coś dla siebie. Po trzech miesiącach mam już dość chaczapuri pod każdą postacią, khinkali i najbardziej znanej kombinacji sałatkowej- pomidor + ogórek (ja dodaję jeszcze cebulę, oni preferują zieloną, ostrą papryczkę, wypalającą wargi w kilka sekund. Nie przesadzam. Wystarczyło, że raz niefortunnie dotknęłam ustami tego "świństwa" [ocena subiektywna], a potem w tym miejscu schodziła mi skóra :( ). Niemniej jednak lubię ostre smaki, ale w stopniu umiarkowanym :). Moje nowe odkrycie to czaszuszuli. Niestety danie jest propozycją tylko dla mięsożerców.
A tak wygląda jego wykonanie:

Składniki:
  • 1 kg miękkiej wołowiny
  • 200 g cebuli
  • 300 g pomidorów
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 1-2 listki laurowe
  • po 50 g natki kolendry i bazylii
  • 3-4 gałązki natki cząbru
  • 1 łyżeczka zmielonych nasion kolendry
  • 1 nieduży strączek ostrej czerwonej papryki
  • natka pietruszki
  • sól do smaku
Wykonanie:
1. Wołowinę umyć, pokroić w kostkę 2x2 cm. Cebulę obrać i również pokroić w drobną kostkę.
2. Wołowinę i cebulę wymieszać, włożyć do rondla, dodać 1 łyżkę wody i dusić na małym ogniu, w do połowy przykrytym rondlu aż mięso będzie miękkie. Jeśli zajdzie potrzeba można dodać odrobinę wody, aby potrawa się nie przypaliła.
3. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, miąższ drobno pokroić i dodać do mięsa. Wszystkie składniki dusić jeszcze około 6 minut.
4. Zieleninę opłukać i drobno posiekać. Czosnek obrać, każdy ząbek pokroić na 4 części. Paprykę oczyścić z nasion, odciąć ogonek, a miąższ pokroić w krążki.
5. Zieleninę, czosnek, paprykę oraz zmielone nasiona kolendry dodać do mięsa. Całość podgrzewać jeszcze około 6 minut, po czym rondel zdjąć z ognia, szczelnie przykryć i odstawić na 30 minut. Jeżeli potrawę odstawi się na 8-12 godzin, będzie jeszcze smaczniejsza.
6. Czaszuszuli podawać gorące, obficie posypane natką pietruszki.

* Zamiast papryki ja dodałam czerwonego pieprzu i suchych ziaren ostrej papryki, które można kupić na każdym rogu gruzińskich ulic. Ostrość jest z pewnością taka sama, ale jest rozłożona w całej potrawie i nie przydarzy mi się niemiła niespodzianka w postaci sporego kawałka papryczki.

Tak wygląda moje czaszuszuli jeszcze podczas gotowania. 
I na talerzu....


6 komentarzy:

  1. Mam jedno zaufane miejsce na bazarze. Dokładnie w tym dużym budynku. Początkowo wolałam iść do sklepu, ale kogokolwiek bym nie zapytała, polecał mi ten stragan. Miejscowi nie ufają raczej sklepowemu mięsu. Trzeci raz już tam byłam i jeszcze nic mi nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. każdy znajomy Gruzin tam chodzi, więc pewnie wiedzą co robią :). Nie wiem tylko jak znaleźć cząber, nie znalazłam tłumaczenia rosyjskiego w żadnych ze słowników, o gruzińskim nie wspominając. Zastąpiłam go więc takim suszonym zielskiem, sprzedawanym w woreczkach, przypominającym jakiś mix kopru i bazylii.Kardamon też psuje. A tobie ktoś gotuje czy też gotujesz na własną rękę?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mieszkam i gotuje sama, czasem zahaczam o jakąś knajpę. Jednak to mięso z targu mnie przeraża, szczególnie przy tych temeperaturach.... no i jakoś wątpię aby było gdziekolwiek badane... a zresztą ogólnie za smakiem mięsa nie przepadam, więc akurat w tamten zakątek targu zaglądam wyłącznie turystycznie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszymy się, że zainspirowaliśmy :) Może jakaś sugestia co Tobie najbardziej zasmakowało w Gruzji i co moglibyśmy spróbować odtworzyć póki co w Polsce ? ;) Pewnie po 3 miesiącach można mieć dość chaczapuri chociaż nam ciężko to sobie na razie wyobrazić :D W niedzielę znowu piekliśmy adżarskie i "odświeżyliśmy" nałóg ;) Bardzo fajny blog, na pewno zapoznamy się z całą zawartością przed październikowym wyjazdem :) Pozdrawiamy :)
    "agentka jej kuchennej mości" ;)

    OdpowiedzUsuń